Forum Wszystko o wszystkim i jeszcze więcej Strona Główna Wszystko o wszystkim i jeszcze więcej
Nigdy nie bój się próbować czegoś nowego! Amatorzy zbudowali arkę, a profesjonaliści Titanica!
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy    GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Moje opowiadania
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wszystko o wszystkim i jeszcze więcej Strona Główna -> Temat rzeka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Jasna
Profesor Doktor Habilitowany



Dołączył: 15 Sie 2005
Posty: 2443
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: interesuje mnie: DO
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:30, 01 Kwi 2006    Temat postu:

chyba wiem o czym mówisz, zdarzyło mi się kłaść bardzo zmęczona do łóżka, za to z cudownym poczuciem że to było dobry dzień, bo włożyłam dużo pracy w coś naprawdę ważnego. Na razie takich wieczorów pamiętam tylko kilka, ale pracuję nad tym Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cleopatra
Zasłużony weteran



Dołączył: 22 Lip 2005
Posty: 4689
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Alex.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 1:05, 11 Kwi 2006    Temat postu:

Wink Z pewnoscia bylo ich duzo, duzo wiecej tylko.... Mysle, ze dla takich ludzi jak Ty - ktorzy ciagle pracuja nad soba i daza do doskonalosci, nawet te duze, (ale w ich oczach ciagle za male sprawy), wiec nie zwracaja na nie uwagi. A tak naprawde to wiem, ze bardzo wiele tego bylo. To sie poprostu CZUJE!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jasna
Profesor Doktor Habilitowany



Dołączył: 15 Sie 2005
Posty: 2443
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: interesuje mnie: DO
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 10:57, 11 Kwi 2006    Temat postu:

Cleo, Ty wiesz jak motywować...!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cleopatra
Zasłużony weteran



Dołączył: 22 Lip 2005
Posty: 4689
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Alex.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:49, 11 Kwi 2006    Temat postu:

Wink Hmmm... JASNA... Poprostu.... autobiografia... Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jasna
Profesor Doktor Habilitowany



Dołączył: 15 Sie 2005
Posty: 2443
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: interesuje mnie: DO
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 18:25, 14 Kwi 2006    Temat postu:

Tu szerzej odpowiadam Cleo na pytanie, jak przeżywam dzisiejsz świąteczny dzień.
Dlaczego tak długo, tłumaczę na końcu Smile
Pierwszy raz organizuję święta poza domem rodziców. Zastanawiałam się nad tym, o czym należy pamiętać, by wytworzyć świąteczną atmosferę.

Dziś w pracy (niestety...), poza bardzo wczesnym spotkaniem z niezwykle słonecznym człowiekiem, czułam się smutna. Zastanawiałam się. czemu. Dotarło do mnie, ale wraz z wieścią: ciesz się Zmartwychwstaniem...

Na kościele, który wybudowano mi przed oknem powieszono czarny sztandar z wizerunkiem Chrystusa zdejmowanego z krzyża. Kościół zdaje się kłaść nacisk na śmierć, a przecież wiara oparta jest na Zmartwychwstaniu, przekonaniu że śmierć nie istnieje. Znacznie mądrzejsze byłoby, moim zdaniem wywieszenie sztandaru Chrystusa Zmartchwychwstałego jako symbolu tych Świąt.

Myśląc o organizacji świąt, zadzwoniłam do mamy, by upewnić się czy wszystko mam. I zdałam sobie sprawę, że moje święta to mój nastrój, moje rozumienie tego Czasu, nie mamy. Sama mi zresztą powiedziała coś podobnego, ale miała na myśli chyba ziemskie sprawy.
Odetchnęłam więc, kupiłam bukiet kremowych tulipanów, drugi bukiet żonkili, najcudowniejsze jakie widziałam smukłe brązowe witki z baziami, i białą serwetę na stroik. Kwiaty wnoszą do mego domu niezwykły, podniesony nastój. Jakąś nieuświadomioną sobą rozmawiam z nimi.
Następnie wjechałam na 13 piętro naszego budynku i oddałam swą głowę obłokom. Gdy chwila wspólnej fali minęła, zrobiłam kilka zdjęć. Samo ich robienie było dla mnie mistycznym przeżyciem. Spokojna, zeszłam na... Ziemię Smile
i dokupiłam kilka drobiazgów w sklepie...

Napisałam tak szczegółowo, bo niektórzy pytają mnie, jak to możliwe że mam czas na pracę, bycie z ludźmi, pisanie, i jeszcze bycie z Ojcem (u co wrażliwszych sama ta kolejność wywoła dziwne uczucia). Może to komuś wyjaśni że wszystko jest chwilą nastroju i kwestią wyboru i priorytetów. A tak naprawdę, czasu jest zawsze tyle, ile potrzeba. Uczę się, że jeśli dzieje się coś ważnego w naszych "Wyższych Wymiarach" to mimo tego że zegarek wzywa, zdążę. Przekonałam się np., że pokonanie tej samej drogi do pracy zajmuje mi dwa razy mniej czasu jeśli część z czasu przewidzianego na podróż przeznaczę na bycie Tam. Mimo obaw czy zdążę, zdążam, (łącznie z uiszczeniem opłat za parking)... Czasem zdaję się mieć nawet więcej czasu gdy go wcześniej mądrze wykorzystałam (a więc nie dałam się nabrać że trzeba się spieszyć bo "czas").
Bo najważniejsze jest, bym wzięła udział w chwili Święta. Gdy Ojciec woła do nas. A zdarzają się one częściej niż święta kościelne... Smile
Powtórzę: gdyby człowiek na pierwszym miejscu stawiał Boga, a nie swój wydumany pośpiech...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jasna dnia Śro 15:00, 02 Sty 2008, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cleopatra
Zasłużony weteran



Dołączył: 22 Lip 2005
Posty: 4689
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Alex.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:58, 14 Kwi 2006    Temat postu:

Wink No wlasnie JASNIUTKA - trzeba umiec nauczyc sie zyc wg. siebie, swoich potrzeb, a nie zdawac sie na przypadki.
Wielu ludzi siedzi, nic nie robi i biernie patrzy na to, jak czas (a wraz i z nim) ucieka ich zycie.

Mamy wolna wole i rozum i kazdy ma prawo decydowania o tym, co i kiedy bedzie robil, jak spedzi swoj kazdy dzien.

PS. Calkowicie cie rozumie i wcale sie nie dziwie, ze wlasnie tak a nie inaczej ZYJESZ !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jasna
Profesor Doktor Habilitowany



Dołączył: 15 Sie 2005
Posty: 2443
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: interesuje mnie: DO
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:45, 14 Kwi 2006    Temat postu:

Tak. Wielu ludzi obawia się wybrać wolność osobistą i idą za tłumem - jak wszyscy myślą, mówią, jedzą i oglądają w TV. Anie chwili na własną refleksię, bo właśnie leci pragram. Jak wiele jest osób, co po powrocie ze szkoły/ pracy natychmiast włączają TV albo radio - byle nie słyszeć siebie. Wiem, sama przez to przeszłam. Aż zauważyłam, że tracę coś ważnego. Mądrą cząstkę siebie, kontakt z nią. Zanim mogłam zacząć spędzać z nią więcej czasu, trzba było pokonać nałóg oglądania ruchomych obrazków (sprawiających wrażenie zmian i rozwoju, tak naprawdę je w naszym życiu zastępujących)...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cleopatra
Zasłużony weteran



Dołączył: 22 Lip 2005
Posty: 4689
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Alex.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:48, 17 Kwi 2006    Temat postu:

Dokladnie tak jest. Ludzie zamiast skupiac sie na tym, co dla nich jest dobre, co stanowi tresc ich zycia, biegna na oslep przed siebie. W tym biegu zapominaja o tym, co stanowi prawdziwy pokarm dla ich ciala, duszy. Nic wiec dziwnego, ze kiedy dostaja "zadyszki", kiedy im zaczyna ziemia coraz bardziej uciekac spod nog, wtedy (choc nie zawsze) zaczynaja myslec, szukac powodu - dlaczego tak sie dzieje.
I najczesciej wtedy pojmuja, ze przyczyna tej "zadyszki" - jest to, ze zbyt daleko odeszli od Boga.

Ale czy to potrafia pojac i pokonac? Czy potrafia sie temu przeciwstawic zanim jeszcze nie jest zapozno...????


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jasna
Profesor Doktor Habilitowany



Dołączył: 15 Sie 2005
Posty: 2443
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: interesuje mnie: DO
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:42, 18 Kwi 2006    Temat postu:

Tylko ile osób zdaje sobie sprawę co naprawdę jest ważne...
Za to wszyscy wiedzą co pilne. A właściwie, zdaje im się że pilne. Są przerażeni że MUSZĄ to załatwić już teraz, bo jak nie, zburzą wszystko co dotąd wśród wyrzeczeń budowali. Więc wyrzekają się nadal. Szczęścia, spełnienia, spokoju....
Siły, która wynika z prawdziwej wiedzy, kim się jest.

Bogu dzięki, że rodzą się dzieci, które myślą inaczej. To Dar dla tej ziemi.

Czy wiecie, że są 8-letnie dziewczynki, które mówią:

"mamo, ale jak ja mam mieć przyjaciółki, skoro one paplają o ciuchach i szminkach i chłopcach, a ja chcę w ciszy porozmawiać z kamieniem na łące?..."
Question Idea Question Exclamation


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jasna
Profesor Doktor Habilitowany



Dołączył: 15 Sie 2005
Posty: 2443
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: interesuje mnie: DO
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:52, 18 Kwi 2006    Temat postu:

To początek opowiadania.


Ster owiec

Oni nad nami. Sterują. Przekładają nici przeznaczenia. Przesuwają. Wysyłają impuls „zrób to. Teraz.” Gdy zdążysz, idziesz według optymalnej ścieżki. Jeśli nie, pojawia się inna, dłuższa droga, do toż-samego celu. Chyba że wybierzesz inaczej. Bo wybór mamy w każdej najmniejszej decyzji. A wszystkie razem, matematycznie dokładnie, wyznaczają kurs. Trzeba uważać, by go utrzymać. Dlatego tak ważne, by decydować świadomie… Nawet czy buty te wziąć, czy inne. Wybierzesz te, co dodają pewności i swobody, dostaniesz pracę. Te, co eleganckie, ale „nie twoje,” zapomnisz co powiedzieć na rozmowie. To podświadome.
Weźmiesz wygodne - zdążysz dobiec do potrzebującego w wypadku. Obcasy? Potkniesz się i runiesz, biegnąc na ratunek. O ile pobiegniesz, nie myśląc jak śmiesznie wyglądasz, biegnąc i potykając się na obcasach...

Jadę autem. Czuję coś w rodzaju strachu. Kolano reaguje. Boi się. Zwalniam, zmieniam pas. Wszystko się uspokaja. Wczoraj nie usłuchałam, i był pisk opon… Na szczęście tylko tyle.

Robię zdjęcia. Jestem na wzgórzu, podziwiam widoki, wydaje mi się że jakaś moja część komunikuje się Górą. Nagle czuję, że mam robić zdjęcie. Nie, myślę, w trakcie Rozmowy? Ale włączam aparat. Sekundę później niż mogłabym. Zanim aparat wykona zdjęcie, łapie ostrość i zatrzymuje klatkę. Tę sekundę trzeba przeczekać. Potem klik – i zdjęcie jest. W momencie „stop klatki,” przeleciał ptak. Bliziutko. Byłoby piękne zdjęcie na tle nieba i wczesnego zachodu Słońca. O tę właśnie sekundę decyzji się spóźniłam. „Stop klatka” zatrzymała ptaka w locie – ale tylko w obiektywie i w moim oku. Gdy pstryknęło zdjęcie, ptak był poza kadrem. Refleksja – ile takich szans sekundowych już przepuściłam, nawet o tym nie wiedząc? Teraz mi to pokazano, bo jestem skupiona, sama po nauki przyszłam. Ale w codziennym życiu?

Minęło troszkę czasu. Sama zasiada za Wysokim Pulpitem. Wprowadzono mnie tu, a właściwie wpłynęłam. Na Swoje Miejsce. Czekało.
Jestem. Swoją wysoką świadomością, mimo bycia nadal na ziemi, przekładam wstązki Losu. Sama mam wgląd. Więcej widzę, więcej mogę, wcześniej wiem. Tak, za moment zadzwoni mama. Skąd wiem?
Z wysoka widać więcej.
Miesiące temu przyjaciółka mówiła mi, widzę, cię, Droga, u steru...
Tak... Teraz i ja to widzę... Wyprzedziłaś mnie w czasie, biegłaś do mnie od tamtej, Wysokiej strony, i zobaczyłaś mnie taką wcześniej niż ja, biegnąca od strony Ziemi, podnosząca się z niej do lotu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jasna dnia Pon 21:52, 26 Lut 2007, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jasna
Profesor Doktor Habilitowany



Dołączył: 15 Sie 2005
Posty: 2443
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: interesuje mnie: DO
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 3:31, 03 Maj 2006    Temat postu:

Piesku... Dziękuję Very Happy

- Ojcze, cierpię… - Myślałam cichutko do Ojca, mając nadzieję że usłyszy i nachyli się nade mną. Bolały mnie wszystkie mięśnie utrzymujące kręgosłup, tak jakby były naciągnięte. Obawiałam się co to. Była noc, a ja nie potrafiłam znaleźć pozycji, w której by mnie nie bolało. Nigdy nie sądziłam że leżenie bez bólu jest takim luksusem...Przewracałam się na łóżku z boku na bok, próbując sobie jakoś ulżyć, podkładając kołdrę i poduszki pod plecy. Czasem pomagało. Ale większość czasu spędzałam na małych ruchach na prześcieradle i szeptaniu „Chryste…” lub „o Boże…”

- Melodramatyzuję, pomyślałam znów. Pewnie to jakiś drobiazg, a ja mam tylko słaby charakter i niski próg bólu… Ale pomyślałam że nie wiem, tak naprawdę, czy bardzo to jest poważne czy nie. Pojadę na pogotowie... Rankiem…

Pomyślałam o ludziach którzy są sparaliżowani, przykuci do wózka, nie mogący się ruszać, nie umiejący nawet samodzielnie skorzystać z toalety. Zastanawiałam się, kogo bym wzywała, gdybym wiedziała że to stan długotrwały lub permanentny. Czy zaufałabym Bogu i pozostała przy nim, czy szukałabym innych sił by pomóc? Dalej nie wiedziałam w jakiej sytuacji się znajdę, i czy to rano minie. Opcja była otwarta… A więc mogłam w cząsteczce doświadczyć odczuć tamtych ludzi i sprawdzić się. Zdałam sobie sprawę, że przecież wzywam Boga, i nie buntuję się. A nawet jeśli na sekundę łapię się na pytaniu „dlaczego…?,” to przywołuję się natychmiast do pionu.

Ból szarpnął mocniej. Wydawało mi się że jakiś czuły, dobry głos gdzieś w mojej głowie szepnął…
- Gotowa?” To było pytanie czy jestem gotowa stanąć do alertu, odpowiedzieć sobie na jakieś ważne, moje, być może nigdy nie wypowiedziane, a podstawowe pytanie. Ale to zrozumiałam później. Na razie wiedziałam że jest to pytanie czy zniosę kolejny, prawdopodobnie większy ból, który może być dłuższy, i wystawi mnie na próbę. Ten ktoś, czułam, jest mi bardzo bliski, i zależy mu na mnie. Ktoś, kto mnie miał przez coś przeprowadzić.

- Gotowa – pomyślałam, szykując się na ból. Nadszedł. Mocny, trwał dłużej niż poprzednie skurcze. Dodatkowo objął brzuch – tak, skurcz mięśni to skurcz mięśni, sięgnął i na tę stronę ciała…
I znów skierowałam myśli do Boga. Nawet bardziej z nadzieją i oddaniem niż błaganiem o ulgę…

Nagle stanęłam jakby z Nim w rozmowie. Poczułam się tak, jakby On, Bóg spytał, czemu sobie nie wierzę, nie ufam. Cierpię bardzo, nie wiem jak długo to potrwa, i wzywam Boga. Jasną, i dobrą stronę. Rzeczywiście, na co dzień wciąż się bałam czy moja wiara jest trwała i prawdziwa. Czy tak naprawdę jestem dobrym człowiekiem. Czy gdybym stanęła przed prawdziwym wyborem, pozostałabym w Bogu.

- Czy naprawdę chcesz tego, bym cię doświadczył? – zdawał się pytać Bóg. - Czy tylko wtedy, gdy spędzisz swe życie na wózku, uznasz umierając, że miałaś w sobie siłę i prawdziwą wiarę? A może wreszcie zaufasz sobie, twemu dobru i rozumieniu Boga, i pójdziesz dalej, z podniesioną głową, z pokorą przyjmując ode mnie zadania? Masz wybór – wspólną drogę w Dziele, albo na wózku, doświadczając siebie w cierpieniu. Ty decydujesz. To Twój alert.

Zrozumiałam, że to rzeczywistość. Mój stan wiary w siebie zadecyduje teraz, trochę „poza mną,” czy muszę udowadniać sobie siłę swej wiary, czy pójdę krok dalej, i zacznę współ-czynić z Ojcem, co było wspanialsze nie tylko przez brak cierpienia, ale przez twórczą, radosną moc, jaką ze sobą niosło. Było cudownym nadziejo-spełnieniem.

Wczułam się w siebie, szukając odpowiedzi. Wiedziałam że są wątpliwości, czy zawierzyć sobie i uznać że wytrwałabym całe życie w cierpieniu, pozostając jednak przy Bogu. Nagle zdałam sobie sprawę że to nie Bóg strąca do piekieł, ale my sami – siebie! Nie ufamy swojej cząsteczce Światła, że zaprowadzi nas zawsze do Boga. To sobie mamy zaufać, zaufawszy wcześniej Bogu… Bo Bogu zaufać… nie wystarczy. Nie wystarczy wierzyć że Bóg jest. Trzeba wierzyć że Bóg jest… w nas.

Ojciec, w miłości swojej dał nam Wolną Wolę, której nie narusza. Jeśli sami tworzymy własne piekła, jedynym co może, jest szepnąć „kocham Cię!”, licząc na to, że zechcemy to wezwanie usłyszeć…

Wierzę, że wytrwałabym w Bogu… - Powtórzyłam kilka razy na głos, wiedząc że nie do końca w to wierzę, licząc że ból zelżeje i Ojciec „odwoła” swój boski eksperyment. Wiedziałam, że nawet jeśli tak zrobi, pozostanę z pytaniem, czy zaufać sobie, swojej dobroci. Czy zacznę inaczej o sobie myśleć. Ale jeśli sam Bóg mówi że jestem tak naprawdę dobra, to jak mogłabym nie wierzyć??? Muszę tylko to przyjąć do siebie…

Poczułam że nadszedł kolejny ważny moment tej nocy i że powinnam wstać. Powoli podniosłam się z łóżka i wyprostowałam.

- Alert odwołany. Wracaj do siebie. Ból przejdzie rano. – Usłyszałam poważny, lecz tak samo sercu bliski głos w swojej głowie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jasna
Profesor Doktor Habilitowany



Dołączył: 15 Sie 2005
Posty: 2443
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: interesuje mnie: DO
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:18, 25 Lut 2007    Temat postu:

Niniejszym przenoszę to opowiadanie z innego tematu, "do siebie". Porządki.



Piotr i Róża

- Nawet nie dopiłam kawy – opowiadała Róża, z wypiekami na twarzy po niedawnym spotkaniu – Wiedziałam że trzeba iść natychmiast. Do Kościoła Świętego Krzyża.

- Autobus nadjechał od razu. – mówiła dalej. - Miał minutę spóźnienia. Martwiłam się czy zdążę. Wiesz, minuta spóźnienia, i można się z człowiekiem rozminąć. „Tym bardziej jeśli on nie wie że biegniesz mu na spotkanie…” – pomyślałam.

- Stał przed figurą Chrystusa. – kontynuowała. - Odwrócił się, podszedł do mnie, i najzwyczajniej w świecie powiedział:
-Jestem Piotr.
Odpowiedziałam,
- Jestem Róża.
- Wiem, - on na to. - to nie mogło być inne imię. Już wiem, dlaczego ksiądz dał mi dziś nowe ubranie. Białe. Bo miałem spotkać ciebie. Czekam tu na ciebie od szóstej rano, wiesz?
- A o szóstej wieczorem ja dostałam wiadomość że trzeba biec – dopowiadała mi, przeplatając swoim komentarzem chronologię wydarzeń.

Opowiedział jej o sobie, jakie ma kłopoty ze znalezieniem pracy, bo 10 lat temu popełnił pewien czyn… i dopóki nie wyjmą mu tej informacji z akt, pracodawcy nie chcą go widzieć… I to, że już za półtora miesiąca będzie miał czysty zapis, bo po 10 latach wyjmuje się to z akt, i nie będzie już problemu ze znalezieniem pracy… Ale te półtora miesiąca trzeba jakoś przeżyć.

I że ma chorą matkę, na której leczenie wydali już środki za dwa mieszkania i samochody ojca… A teraz on musi zarobić na siebie, matkę i siostrę, bo ojciec już odszedł…

***

- To jest Piotr – powiedziała Róża, po przywitaniu się ze mną przed drzwiami kościoła, który właśnie zamykano. Staliśmy w strugach deszczu. Róża wzięła mnie pod swą błękitną parasolkę. - Piotr szuka pracy.
Spojrzałam na Piotra, zastanawiając się, dlaczego te słowa odebrałam jako apel do mojej osoby. Wykonałam gest ramionami mający powiedzieć mniej więcej, „rozumiem, przykra sytuacja, ale jak mogę pomóc…?” Róża mówiła dalej:
- Piotr potrafi wszystko zrobić, jest samoukiem. Może malować ściany, naprawiać elektrykę…
- Mam zepsuty kontakt elektryczny… - zaczęłam skromnie. W tym momencie przypomniałam sobie, że od kilku miesięcy chcę odmalować mieszkanie, całkiem odświeżyć, i szukam odpowiedniej osoby, której zaufam…
- Chcemy pomalować mieszkanie, właśnie szukałam … - powiedziałam. Twarz Róży rozjaśniła się.
- Wiedziałam że coś da się zrobić.
- Może wejdziemy do kawiarni? – zaproponowałam, uświadamiając tym cudownym podróżnikom w czasie, że jednak stoimy w deszczu, i jest troszeczkę chłodno.
Zgodzili się. Weszliśmy do stylowej kawiarenki, która stała dokładnie po drugiej stronie ulicy.
- Poproszę tylko herbatę – powiedziała Róża, gdy podeszła do nas kelnerka. Zastanawiałam się nad kawą, ale "herbata" w ustach Róży zabrzmiała jak podróż w niewykły świat spokoju, łagodnego uniesienia i święta, gdzie w cieple Słońca, na pagórku, przy rattanowym stoliku piliśmy ten niebiański napój, roznoszący po naszych wygrzanych ciałach nutkę spokoju i rozmarzenia…
- Ja również – zmieniłam plany, i już wyczekiwałam smaku i aromatu tej cudownej ambrozji.
Piotr poprosił o colę z lodem, co przestało mnie dziwić, gdy przypomniałam sobie jak ciepłe miał dłonie kiedy się witaliśmy, mimo chłodu na dworze. Czy to nie dziwne, że biedni ludzie, bezdomni, żebracy, mają często cieplejsze dłonie od "zwykłych" ludzi?

Róża w niezwykły sposób równocześnie kontynuowała rozmowę z Piotrem, opowiadała mi, co się wydarzyło zanim przyszłam, i prowadziła Duszę Piotra za rękę ku Górze.

- Widzisz, Piotrze, ten obrus? Jest koronkowy, delikatnie wyszywany w róże. Te kształty przypominają mi kościół wewnątrz. Popatrz, tutaj się spotkaliśmy…
- Nie, to było tutaj – poprawił Piotr, pokazując miejsce na wyszytej na obrusie gałązce róży. – przy Źródełku.
Róża zerknęła na mnie. „Widzisz, wie co mówi…” mówiły jej oczy.
- Masz rację. Przy wodzie święconej. A potem poszliśmy tędy, do figury Chrystusa, potem tutaj, do obrazu Ostatniej wieczerzy… A wiesz, Piotrze, że to była pierwsza Wieczerza? To był dopiero początek… A to miejsce, Piotrze? – powiedziała, wskazując inny fragment gałązki, która zdawała się ożywać pod wzrokiem dwóch istot wędrujących wzdłuż linii jej czasu.
- To mi przypomina taki haczyk na ryby. - spróbował Piotr.
Róża uśmiechnęła się, posyłając mi kolejne spojrzenie. – O tak, Piotrze, bo to był połów…
Wymieniłyśmy falę radości.

- Piotrze, ty wiesz, że teraz możesz wszystko zmienić?
- Tak, wiem, wszystko… Aż trudno uwierzyć, że spełnia się to, o co tak bardzo prosiłem… Tyle lat czekałem… Tyle spraw może się teraz rozwiązać...
- Czasem trzeba dać człowiekowi wszystko, dosłownie wszystko, by zrozumiał że Bóg jest… Pamiętasz, Piotrze, co powiedziałeś gdy się spotkaliśmy?
- Tak… Powiedziałem… że teraz już wiem na pewno, że Bóg jest…
- Właśnie. A więc stoisz przed wyborem. Możesz pójść nową drogą. Jest to droga piękna. Jest to droga bezwzględna.
Wiesz, Piotrze, czasem Bóg daje nam pragnienie tak wielkie, tak mocne, że sam człowiek nie umiałby w sobie go wzbudzić. Pragnienie miłości. Ty tęskniłeś do Boga, a On, widząc twoje pragnienie, pokazał ci że jest, i cię wspiera. Otwiera bramy do nowej, lepszej rzeczywistości w twoim życiu. Wolnej od tego, co było. Możesz zacząć wszystko od nowa.

Piotr był bardzo zmęczony podróżą którą odbyli w kościele, i oczy same mu się zamykały. Róża powiedziała mu, by jechał już do domu. Wstaliśmy, i zaczęli się żegnać. Róża jeszcze szeptała słowa ostatnie Piotrowi, on słuchał. Stałam, patrząc na nich, i myślałam jak jestem szczęśliwa, mogąc być świadkiem tak niezwykłych wydarzeń. Myślałam, że gdyby o tym powiedzieć, nikt pewnie nie uwierzyłby. „Tak dzieje się tylko w bajkach” – odpowiedzieliby. I wróciliby do swych szarych światów, zamiast samym rozświetlić je takimi właśnie słowami i ciepłem jakim dzieli się Róża.

- Anno, żebyś wiedziała, jaką my podróż odbyliśmy wewnątrz kościoła…! – Powiedziała do mnie, kiedy już siedziałyśmy same, spojrzeniem mi mówiąc jak smutno jej że nie jest mi w stanie tego opisać.
- Ale ja wiem, kochana. Wzięłaś Piotra pod rękę, i powiodłaś Główną Aleją. Otwierałaś poszczególne Światy, wskazując dłonią to na prawo, to na lewo, mówiąc, „ a tu mamy serce Chopina. Maestro wsparł własnym sercem jedną z czterech kolumn kościoła, ożywiając ją. A tutaj Słowacki…” A równocześnie wędrowaliście coraz wyżej i wyżej, z każdym krokiem oddalając się od tego co jest, i przybliżając do tego, co będzie… Różo, taka podróż nie mieści się w jednym życiu człowieka…
Róża patrzyła na mnie zdumiona. – Kochana, ale tak było, tak właśnie… Roześmiałyśmy się, radość roznosząc w powietrzu dzwoneczkami.
- Byłaś tu konieczna, wiesz o tym? – powiedziała wreszcie Róża.
- Wiem. Ale miałam wybór – albo wracać do domu, gdzie czekał Ari, stęskniony i po podróży, albo spotkać się z tobą…
- Tak. W pierwszej odpowiedzi mówiłaś że wracasz do domu. A ja wiedziałam że musisz tu być, bo plan jest na dwie osoby. Choć chciałam już przygotować się na objęcie i twoich zadań…
- Wiedziałam że to jest ważne spotkanie. - weszłam jej w słowo - Gdy proponując je powiedziałaś, „to tylko propozycja,” słysząc moje tłumaczenia człowiecze, odebrałam je jako szansę, którą muszę docenić. Dlatego oddzwoniłam, że jadę. Pomyślałam, że będąc w domu, po przywitaniu się miłym z mym lubym, będę przez cały wieczór myśleć, co być może straciłam… Musiałam przyjechać.
I wiem, że wasza podróż musiała się odbyć we dwoje. Piotra krępowali tam troszkę nawet obcy ludzie…
- A ja nawet nie miałam świadomości innych ludzi. - Róża była troszkę zdziwiona - Ważna była tylko nasza podróż.
- Wiesz, Anno, - podjęła na nowo Róża, po chwili namysłu - kiedy tak siedzieliśmy, miałam wrażenie, że otaczasz nas biało-błękitną kopułą, o kredowych ścianach, chroniącą, spokojną, w dziejach goszczącą nas nowych…
- Tak, Różo, i mnie tak się zdawało.
- I czuję, że Piotr pomaluje ściany w twoim mieszkaniu w niezwykły sposób…
Pomyślałam, "Cienką warstwą?" – spytałby Piotr, zastanawiając się, co Róża ma na myśli. "Spokojnie, Piotrze. Nie tak. Czy dzisiaj wstając rano umiałbyś opowiedzieć co wydarzyło się dzisiaj?" odpowiedziałaby Róża.
"- W żadnym wypadku!"
"- No właśnie. A więc zobaczysz, kiedy już pomalujesz."

Wokół nas przy stolikach toczyły się ciche rozmowy. Do wyjścia się spokojnie zbierając, zdałyśmy sobie sprawę, że przy żadnym nie mówiono po polsku. Przy dwóch słychać było francuski, przy trzecim hiszpański.
- Czuję się jak w paryskiej kafejce – powiedziałam – jeszcze nie zawitałam do Paryża, choć jest to w moich planach, więc dostałam od Ojca w upominku wieczór w paryskiej kafejce… - uśmiechnęłam się z wdzięcznością.
- A ja mam moją ukochaną Hiszpanię… - dokończyła Róża.

Wyszłyśmy na zewnątrz. Deszcz był już tak nieistotny, że aż przestał padać. Droga nasza do auta była jedną z krótszych podróży - W Radości i Spokoju. I w Prawdzie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jasna dnia Nie 13:42, 25 Lut 2007, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jasna
Profesor Doktor Habilitowany



Dołączył: 15 Sie 2005
Posty: 2443
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: interesuje mnie: DO
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:20, 25 Lut 2007    Temat postu:

Dwa miesiące w szpitalu

Dziewczynka. Badano, powiedziano że do szpitala. Pojechała. Do dalekiego miasta. Miała 6 lat.
Rodzice nie byli w stanie jej odwiedzać ze względu na odległość, dalsza rodzina zawiodła, więc sama spędziła w szpitalu dwa miesiące. Dla dziecka to dużo. Tym bardziej, gdy nie jest się wśród przyjaciół.

Dzieci dokoła zachowywały sie jak we "Władcy Much" - ustanowiły własne państwo, z władzami i służbami specjalnymi i środkami represji - państwo, które pojawiało się przy każdym zniknięciu dorosłych za horyzontem dźwięku i wzroku, i znikało natychmiast gdy przychodziła któraś z sóstr.
Na zajęcia trzeba było chodzić obowiązkowo. Nie dało się nie pójść. Raz schowałam się pod łózko, i mogłam zostać sama ze sobą, pisząc list do rodziców grubym mazakiem, sącząc niedawno wyuczone literki jedna po drugiej na papier. Nie dające się postrzywać w granicach rzęs łzy skapywały na list, rozpryskując litery.

Pewnego pięknego dnia - być może pamiętam że był piękny bo wtedy spotkałam Ją - ale nie, pamiętam promyki słońca... Tak, taka Istota musiała przyjść w Słońcu... A więc, w sali, w której lubiłam przebywać, bo było tu cicho, przestronnie, bez tajnych okrutnych dziecięcych służb, spotkałam Anioła. Była to dziewczynka ze Wschodu - nie wiem, Litwinka, Ukrainka? Wtedy wiedziałam tylko że jest język rosyjski bo słyszałam czasem od cioci kilka zdań. Niewiele rozumiałyśmy w słowach, ale sercem - wszystko. Coś mi wtedy narysowała - jakąś dziewczynkę, albo inną, mniej już cielesną postać. Była starsza ode mnie o kilka lat. I była... tak piękna... spokojem nieznanym, wewnętrznie łagodna, cichutka i skromna. Pomyślałam pewnie, że chciałabym kiedyś taka być. Aż trudno uwierzyć że taka istota może chodzić po takim świecie.

Widziałam ją tylko raz. Może przyszła z innego świata, żeby mi powiedzieć że taki jest, aby mnie uratować i powiedziać że piękno i cisza istnieją, a dzieciaki przeminą? Może wiedziała że łatwiej mi będzie stawać na rękach na ich komendę, opierając nogi o wysoką żelazną ramę szpitalnego łóżka, tak by zadarta koszulka upokarzająco pokazywała to, co pod spodem...

A może czekała na operację... Miałam dość pewne przeczucie że jest na drodze odejścia z tej ziemi w jakąś piękną, jasną k raj nę. Może dlatego ten spokój... Nie wiem. Ale była tak dla mnie ważna, że pamiętam ją do dziś dnia. Jeden dzień, jedna rozmowa. Jedna dziewczynka. Wzbudziła we mnie tęsknotę, dzięki której jestem na tej właśnie drodze. Bo nadal chcę być taka jak ona. Czysta. Delikatna.Spokojna. Bez względu na to, co ma się jutro stać.


~ Dla Ann, za zaufanie
~ z myślą o Marvel
~ czekając na ariela
~ w towarzystwie Cleo
~ i w kieszeni Czarnookiej, listem poleconym dla Magi...


Post Scriptum

Spotkałam ją znów. Jest Dziewczyną siedemnastoletnią, jak inne dziewcząta, ja dorosłą kobietą. Dusze nasze w tamtym momencie świętym tak się uniosły w Ra dości, że zapragnęły spotkania raz jeszcze, na dłużej. Dopiero dziś rozpoznałam kim jest. Rysunki, opowiadania, obejrzane przypadkiem opowiedziały jej wysoką tożsamość, uchyliły zasłony Czasu i Tajemnicy. Czy ona rozpozna? Być moze kiedyś. Dusze się rozpoznały, i cieszą wspólnym tańcem. Los splótł nas razem, widząc nadzieje oczekiwania, których nie rozumiałyśmy obie. Teraz wiem... i Dziękuję. To Dar nad dary. Wielkością przerasta pojęcie.


Jasna


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jasna dnia Pon 21:25, 26 Lut 2007, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jasna
Profesor Doktor Habilitowany



Dołączył: 15 Sie 2005
Posty: 2443
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: interesuje mnie: DO
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:26, 25 Lut 2007    Temat postu:

Kraina Łabędzi

Była sobie dziewczynka.
Była bardzo samotna, bo nikt inny nie wędrował myślą w krainy tak odległe i piękne jak te, o których opowiadała.

Wyszła kiedyś nad Morze, i zaczęła karmić mewy. Mała ze sobą bułeczki i okruszki. Po chwili podpłynęło ku niej stado łabędzi. Wyszły na piasek, i, radośnie zaproszone przez dziewczynkę, zaczęły wyjmować jej z dłoni kawałeczki bułek. Gdy zaspokoiły głód, a zajęło to troszkę czasu, bo ludzie, przerażeni "ptasią grypą" woleli w najlepszym przypadku trzymać się od nich z daleka, i nie wychodzili już karmić ptactwa - głodowały więc biedne ptaszki, a jeśli już ktoś przyszedł do nich, były bardzo wdzięczne że przeżyją zimę. A więc, gdy napełniły już brzuszki, powiedziały do niej: "Chodź z nami! Pokażemy ci naszą Krainę. Wiemy, że jesteś samotna."
Dziewczęce serce ogrzało się ich zaproszeniem, i popłynęła z nimi. Otoczyły ją, tworząc pewną budowlę, która dzięki ich skrzydłom mogła się poruszać jak pojazd. Poczuła się tam jak w niezwykłej, bielusieńkiej izbie, pełnej ciepłego światła, którego nie było na plaży przed zjawieniem się Łabędzi. Było wcześniej szaro, niebo zakrywała warstwa chmur, i tylko ona wiedziała że powyżej, nad nimi, Ono wciąż było a Niebo było nadal czyste i promieniało spokojem.

A potem obudziła się w Łabędzim Królestwie. Wszystko wokół niej skrzyło się bielą, która, jak wiadomo, zawiera wszystkie barwy świata, oprócz jednej. Opalizowało, odbijało światło jak perły, mieniło się jak drogocenne kryształy. Podziwiała piękną architekturę, chłonęła panujący w czasie tego miejsca nastrój - pełen spokoju, wzniosłości i uro-czystości. Nowi przyjaciele, Łabędzie, towarzyszyli jej, wskazując co godniejsze uwagi miejsca. A była to naprawdę piękna kraina. Położona na wzgórzu, które również, zwłaszcza wyższe partie, całe było białe. Nawet z oddali było widać bieluśkie pałace z równie białymi wieżyczkami i dachami. Mieszkańcy są mili i uśmiechnięci. W powietrzu płyną nutki - nie, nie widzialne Very Happy - tworząc najcudowniejsze melodie, choć tylko się je wyczuwało, a nie słyszało.

A najdziwniejsze było to, ze wody w tej krainie było w takich proporcjach, co u nas. Łabędzie żyły w suchych domach, powiem raczej, pałacach, choć nie chodziło tutaj o przepych, a raczej piękno i elegancję. Wodę zaś odwiedzały na jej zaproszenie, jakby chcąc sobie wzajemnie coś przypomnieć. Tam też łabędzie nie miały tych brzydkich, tutejszych kaczych nóżek. O, nie. Tam miały nóżki i stópki równie piękne jak reszta ich wspaniałego ciała. I stąpały godnie i ładnie. Cała zresztą Kraina przesiąknięta była Ideą Ładu. Wszystko było na swoim miejscu, w najlepszym dla siebie czasie... i... Idealne.

Dziewczynka ocknęła się, odłamując kolejny kawałek bułki. Dookoła było chłodno i szaro, a szarość ta spowodowałna była brakiem światła w umysłach ludzkich i brakiem wiary że takie podróże są możliwe... Ona i łabędzie wiedziały, że dla zmarzniętych, przechodzących obok przechodniów cały czas stały wszystkie w grupie i nigdzie sie nie przemieszczały - choć w spojrzeniu i pochyleniu głów Ptaków Ania, bo tak miał na imię, odczytywała ich wzruszenie, że kolejny człowiek mógł poznać prawdę o nich. Jak również to, że są w naszym świecie z własnego wyboru, tak jak delfiny, i inne piękne "zwierzęta", by przypominać o krainach, z których pochodzą. By ludzkie serca nie zamieniły się w sopel lodu, ale cieszyły się myślą o światach, w których są tak piękne ptaki, i koiły nadzieją że kiedyś tam dotrą.

Bułka się skończyła - i dobiegł czas ich wspólnej podróży. Ania schyliła się, dziękując za Spotkanie, i w tej chwili Łabędzie odpłynęły, zostawiając w jej Duszy, ogrzanej Ich obecnością i Światłem, niczym Latarnia Morska, na zawsze otwarte drzwi do ich Krainy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jasna
Profesor Doktor Habilitowany



Dołączył: 15 Sie 2005
Posty: 2443
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: interesuje mnie: DO
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:29, 25 Lut 2007    Temat postu:

Calineczka

Była sobie Calineczka. Calineczka była delikatną, drobniutką istotką, która zagubiła sie w ogromnym, ciosanym świecie Dorosłych. Dorośli byli dziwną rasą ludzi, którzy niegdyś pamiętali, co to dobro, radość i prawda, ale dali sobie innym wmówić że to tylko młodzieńcze ideały. Stali sie sztywni i skostniali, zaczęli wyczekiwać śmierci, psiocząc na swój los.
Calineczka była inna. Wprawdzie osiągnęła już wiek przepisami oznaczony jako "dorosły," ale przepisy jakoś nie przemawiały do jej słodkiego serduszka. Ona tęskniła za spokojnym niebem, bosą stopą zanurzoną w kwietnej łące, zapachu swobody i przestrzeni. Ci, których spotykała w świecie dorosłych ("prawo" nakazywało jej przeprowadzić sie do tego świata z racji ustawowego wieku) nie rozumieli jej. Jej spokojne i szczere odpowiedzi budziły w nich nutkę tęsknoty za czymś trudnym do uchwycenia, ale było to tak odległe, delikatne i sprzeczne z twardymi prawami świata na który się zgodzili, że uznali za łatwiejsze wyśmianie Jej niż poznanie jej światów - a może i swoich...?
Samotna więc Calineczka przemierzała obcą sobie krainę, wysuszoną przez Słońce, pozbawioną radości, z życiem kryjącym swe resztki w strumieniu i pękach kwiatów ostatnich...
Aż kiedyś spotkała Wróżkę. Widok zaskoczył ją wielce, bo to przecie niebywałe by w jakiejś posępnej krainie tak cudowna istota mogła sie zdarzyć. Bo była to piękna, młoda kobieta, promieniejąca blaskiem i barwami nie z tej ziemi. Calineczka nie była pewna czy oczom zawierzyć może. Wtem usłyszała: "usłuchaj więc Serca, kochana..." Calineczka uświadomiła sobie, że oto stoi przed kimś, kto naprawdę istnieje, tyle że w innych światach, a ona ma to niezwykłe szczęście spotkania, mimo że takie zdarzenia nie mieściły się w ramach prawa ustanowionego przez Dorosłych. "Może chociaż odetchnę w marzeniach" - pomyślała. Wróżka powiedziała jej, że może ją wziąć na przejażdżkę napowietrzną karetą. I ledwie Calineczka to usłyszała, pojawiła się kareta - tak lekka i zwiewna, że prawie przezroczysta, a zamiast koni miała przed sobą motyle, wolnością swą radujące otaczającą ją przestrzeń. Wsiadły do środka, a Motyle wskazując drogę, myślą powiodły karetę do góry.
W Królestwie Kwiatów, do której zawiodła je podróż, Calineczka spędziła wieczność radosną, bo tak rozciągnąć czas zapragnęła. Kiedy wraca do świata dorosłych, ci patrząc na nią nie wiedzą, skąd u niej tak wiele mądrości, wolności i prawdy. Czują w niej tajemnicę niezwykłą, prawie już namacalną... Ale ulotną tak, że tylko najlżejszą myślą dosięgnąć jej można.
Gdzie jest teraz Calineczka? Jest pośród Dorosłych, ale już inną osobą. Ma swoje światy, w nich swe radości, przyjaciół. Tworzy światy dla innych, buduje pałace z blasku Słońca, zbocza wyśnionych gór powleka zielenią z pyłku skrzydeł motylich, zasiedla elfami swych marzeń... Gdy tylko trafi na ludzi co jej są podobni, na siebie sprzed wieków, ujawnia im Prawdę i w krainy zaprasza. A oni widzą w niej wróżkę Niebieską...
...Bo dała się wtedy zaprosić...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Wszystko o wszystkim i jeszcze więcej Strona Główna -> Temat rzeka
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 - 2005 phpBB Group
Theme ACID v. 2.0.20 par HEDONISM
Regulamin